wtorek, 9 grudnia 2014

Nic jednak nie wiem

Dzisiaj moja pycha została zdeptana po raz kolejny. I dobrze! Niech ucieka, natrętna. Uświadamiam sobie ostatnio, że ciągle pysznie stwierdzam, że o wierze to wiem sporo. No bo przecież rozmawiam na temat wiary, wiem kto kim w Piśmie Świętym jest no i znam wiele biografii świętych. No i co? Nie wiem nic...
Dzisiaj podczas prozaicznych czynności, chyba wstawiałam pranie, uświadomiłam sobie, że jeśli ktoś myśli, że wie dużo, to tak naprawdę nie wie absolutnie nic. Ciągle za czymś gonię, ciągle chcę zaimponować Bogu. A czym mam niby zaimponować Istocie, ktora stworzyła cały wszechświat? To trochę śmieszne. To tak jak mrówka, która idzie ze słoniem po moście i mówi "ale dudnimy". Nawet jeśli Bóg pozwala komuś czynić cuda, to przecież to dalej Bóg, a nie ta osoba, która jest zaledwie narzędziem.

No i wracając do tematu przewodniego moich rozważań - pisałam już tutaj o modlitwie, a dzisiaj chcę napisać raz jeszcze, bo zupełnie inaczej ją pojmuję, pewnie za rok znowu będzie to inne. Jak mówiłam, nie jestem idealna, nigdy nie będę, właśnie dlatego chcę powtarzać tematy wpisów wraz ze wzrastaniem. Żeby ta nieszczęsna pycha całkiem mnie opuściła! Nie lubię jej!



Znowu parę nieudolnych słów w moim wykonaniu - zapraszam


Ciągle pojawia się w mojej głowie myśl, że jestem za młoda, za głupia i zbyt zadufana w sobie, żeby prowadzić tego bloga. Bo co ja mogę wiedzieć o Bogu? Co ja mogę rozumieć? Potem przychodzi myśl, że skoro zrodził się taki pomysł i ktoś chce to czytać, to już na tysiąc różnych sposobów Bóg mógł mnie od tego odwieźć. Sama pojmuję dużo, być może komuś też coś tam zaczęło świtać.

"1. Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: <Panie, naucz nas się modlić jak i Jan nauczył swoich uczniów>. 2. A on rzekł do nich: <Kiedy się modlicie mówcie:
Ojcze, niech się święci Twoje imię,
niech przyjdzie Twoje królestwo!
3. Naszego chleba powszedniego daj nam na każdy dzień
i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini;
i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie"."

Łk 11,1-4

Najpierw trochę o modlitwie raz jeszcze - wtedy napisałam, że jest to rozmowa. No i co? Rozmowa to dwie, najmniej dwie, osoby, obie mówią i obie słuchają. Odwołam się do swojego doświadczenia. Ja ciągle mówiłam. Ciągle klepałam prośby, ciągle mówiłam o sobie. JA dziękuję za wszystko, JA proszę o to czy tamto, JA zgrzeszyłam. Ani przez moment nie mówiłam TY, PANIE... Nawet jeśli mówiłam, bo nie chodzi o same słowa, dalej było to w kontekście mojej osoby. Ale jak słuchać? Odpowiada nam tylko cisza, kiedy staramy się słuchać. A guzik prawda! Też tak myślałam, że Bóg nie ma nam jak odpowiedzieć. Po pierwsze jak człowiek dogada się z mrówką? No nie da rady, bo mrówka nawet go nie usłyszy. Więc człowiek ześle mrówkę w swoim imieniu. Bóg zesłał nam Jezusa. To jedno. Po drugie cisza serca, nie cisza ust, kiedy milczymy, nie cisza umysłu, kiedy odganiamy wszystkie problemy, a cisza serca. Cisza i wpatrywanie się w twarz Jezusa.

Grzeszę, no przecież wiem. Wtedy czuję się beznadziejna, Jezus mi wybacza, kocha mnie, oddał za mnie swoje życie, a jaki ja mam problem? Nie umiem sama sobie przebaczyć. Nie mam dla siebie w ogóle litości.

Ale wracając do tematu - mimo, że grzeszę, wpatruję się w twarz Jezusa. Idąc tym tokiem myślenia - "Kto z kim przystaje, takim się staje" No to przystawaj z Jezusem.

Dotarło do mnie, że MODLITWA TO ŁASKA. To nie jest jakieś moje poświęcenie, jakaś chwała dla mnie, że zmusiłam się pogadać z Panem Bogiem. Bo przecież to nie jest łaska z mojej strony, że codziennie klęczę przed Bogiem.. zmieniam to, co powiedziałam wcześniej. To nie On mnie potrzebuje, to ja potrzebuję Jego...
To jest łaska z Jego strony, że MOGĘ się do niego modlić. Że MOGĘ się do niego uciekać.

20 lat na tym świecie i uświadomiłam sobie to dopiero dzisiaj. Kiedy się to pojmie traktuje się modlitwę jak prezent, a nie obowiązek katolika.


Ciężko jest mi milczeć. Ciężko słuchać. Zazwyczaj mówię. Jednak ostatnio wyciszam się i mówię sobie tylko "Jezus". I tak cały czas. I jest ciepło. Po prostu jest ciepło.

Wiesz kiedy najmocniej czułam Jego obecność? Jak zgrzeszyłam. Jak płakałam, bo Go zawiodłam, jak szłam się wyspowiadać, a nie jak próbowałam Mu udowodnić, że teraz to ja dla Niego będę święta. Czym zaimponuję Jezusowi? Temu, który może wszystko? Nie musimy dobrze wyglądać w obliczu Boga, bo przy Nim wszystko jest marnością. 

Czy modlitwa daje mi spokój serca? Częściowo tak. Daje mi spokój, ale nie do końca pokój. Jest mi lepiej, ale nie wypełnia mnie to. Jezus nie przenika mnie na wskroś. Nie otworzyłam się na tyle. Nie potrafię na dzień dzisiejszy. Ale chciałabym. Chciałabym czuć. Tak po prostu - pokój w sercu. W cichości serca uzyskać pokój.

Jeszcze trochę o tym fragmencie Pisma Świętego. Jezusa o pomoc poprosili dorośli ludzie. Żydzi, którzy mają określone rytuały, dużo czasu poświęcają na modlitwę. A tutaj proszą o pomoc. Bo uczymy się całe życie. Do końca życie będziemy się uczyć, bo nigdy nie będzie ta modlitwa idealna. Jednakże może być dobra - jak św. Faustyny czy Ojca Pio. Oni wciąż się doskonalili, bo modlitwa doskonali - wracając do słów "Kto z kim przystaje, takim się staje". 



"Ojcze, niech się święci Twoje imię, (...)"

Słowo po słowie. Ojcze, Tato... Mój Stwórco, Tato... niech się święci, chwała Tobie, wychwalam Ciebie, Twoje imię. Twoje imię - Jestem, który jestem.

"(...)niech przyjdzie Twoje królestwo! (...)"
Czekam na Twoje królestwo, na Ucztę Wieczną, na Dom Boży, niech przyjdzie, kiedy umrę, niech przyjdzie, przede wszystkim uczyń mnie GODNĄ Twego Domu. 

 "(...)Naszego chleba powszedniego daj nam na każdy dzień (...)"

Ty wiesz, Panie, czego potrzebuję, pocieszenia, otarcia łez, zapewnij mi to, bo bez Ciebie nic sama nie mogę uczynić, bo w Twych rękach każdy mój dzień, bo tylko Ty możesz zapewnić mi to, czego potrzebuję. To też podziękowanie - bo wiemy, że tylko w Nim żyjemy i to dzięki jego dobrej woli jesteśmy dalej na tym świecie. 

"(...)i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini;(...)"

To też nauka - trzeba przebaczać, bo skoro mówimy "bo i my przebaczamy" to jest to jakby potwierdzenie prośby. Jeśli nie potrafisz przebaczać, Bóg również nie przebaczy Ci grzechów. I tutaj pojawia się mój problem - jeśli nie przebaczysz również sobie. To chyba najtrudniejsze - przebaczyć sobie samemu. Nie tylko grzechy jako takie, ale również coś, czego nie zrobiliśmy... Nie wałkuj przeszłości, nie analizuj tego, co mogłeś zrobić, czego nie powiedziałeś, co byłoby gdybyś wtedy postąpił inaczej... Wybacz sobie i zapomnij. 



"(...) i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie"."

Nie zsyłaj na nas więcej niż jesteśmy w stanie udźwignąć... Tu również słowa pokory, bo wygrana z grzechem to nie jest jakaś nasza zasługa - to moc Boga w nas. Sami nie porwiemy się z maczetą na armię szatana - tylko z Jezusem Chrystusem damy radę.

Modlitwa to także cisza, trwanie, wpatrywanie się w twarz Jezusa Chrystusa - tak powiedział nam dzisiaj ksiądz na naszym cotygodniowym spotkaniu. Zrozumiałam, ale czy pojęłam? Jeszcze nie. Nie umiem tam się modlić. Nie umiem trwać. Ale mam nadzieję, że Bóg pozwoli mi kiedyś poznać smak tej najpiękniejszych modlitw. 

Staram się również, aby całe moje życie było modlitwą. Sprzątać na chwałę Boga, dziękując, że mogę to robić, zarówno za sprawne ręce i nogi jak i za kąt, gdzie mogę sprzątać, za to, że mam czym... Niech życie to będzie wieczne dziękczynienie! Pojęcia tego życzę Wam i sobie. 

Dziękuję i z Panem Bogiem. 

3 komentarze:

  1. "Chciałabym czuć". Widać w Tobie to, co jest nam potrzebne w drodze - nienasycenie. Pragniemy wypełnienia naszego serca i to pragnienie kształtuje nasze człowieczeństwo. I tak właśnie powinno być. Czujesz ten problem znakomicie, a więc jesteś w drodze na właściwej ścieżce. W sumie mam ochotę Cię pochwalić, no ale muszę się powstrzymać, żebyś w zbytnie zadowolenie nie popadła, bo jak rozumiem, może to być element pychy. Jednak chcę podziękować Ci za ten dzisiejszy wpis. Jest on mi bliski, potwierdza moje przemyślenia. Z Bogiem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę się cieszę, że coś z tego zrozumiałeś. Wszystko co dzisiaj napisałam wydało mi się niesamowicie chaotyczne. Ale tak właśnie jakoś u mnie ostatnio jest. Potrzeba duża, realizacja chaotyczna, a efekt? Sam Pan Bóg wie ;)

      Właśnie zaczęłam walczyć ze swoją pychą, wielkim wrogiem, bo czyni mnie ślepą i głuchą i chyba sparaliżowaną. Ale przecież nie z takich chorób Jezus ludzi leczył.. Mi również pomoże :)

      Z Bogiem!

      Usuń
  2. Czytając Twojego bloga mogę chłopcom opowiadać o Bogu i Piśmie Świętym, sama z nim mam kłopoty, wiarę straciłam po pierwszym poronieniu i jakoś wybaczyć do dziś nie mogę, ale obiecałam że dzieci w wierze katolickiej wychowam wiec to robie...Jak skończysz pisać to nie będę wiedzieć o nowych rzeczach tylko tradycyjne rzeczy z katechezy...

    OdpowiedzUsuń