sobota, 3 maja 2014

Kanalie też mają dusze

BRAT MARIE-ANGEL "KANALIE TEŻ MAJĄ DUSZE"

"Autentyczna historia napisana przez brata Marie-Angel ze Wspólnoty św. Jana. W wieku 20 lat młody zakonnik poznał 12-letniego chłopaka włóczącego się po ulicach Paryża. Zaopiekował się nim, doprowadził do chrztu i został jego chrzestnym ojcem.



 Książka powstała siedemnaście lat po tamtym spotkaniu, kiedy jego podopieczny zdążył "wyrosnąć na ludzi" i dziś sam potrafi docenić, jak wiele skorzystał dzięki spotkaniu z - jak sam pisze - "maniakiem Ewangelii, dwudziestolatkiem, który poświęcił swoją energię, czas i pieniądze obcemu dzieciakowi. Zamiast chodzić na podryw, palić skręty i szukać rozrywki na dyskotekach, ten wariat uznał, że będzie żył Ewangelią!". Mocne i wręcz zawstydzające świadectwo wysiłku prawdziwego, dojrzałego, chociaż bardzo młodego wychowawcy we współdziałaniu z łaską Bożą w odpowiedzi na współczesny kryzys wychowawców."
źródło: merlin.pl

Ta książka miała na mnie bardzo duży wpływ. Pożyczyłam ją od księdza, mojego ówczesnego Przewodnika Duchowego i byłam naprawdę zaskoczona. Wrażenia potęguje fakt, że jest to historia napisana na faktach. Sposób, w jaki autor przestawia wszystkie wydarzenia jest urzekający. Jego oddanie się Bogu jest nauką dla wszystkich, którzy chcą kroczyć ścieżkami prawdy. Czytając tę książkę czułam się zupełnie inaczej niż podczas czytania powieści czy biografii, nawet tych najbardziej górnolotnych. Nie było tu bogatego słownictwa, metafor, wręcz poetyckiego języka. Była prostota - autor chciał dotrzeć do każdego człowieka. Tak samo, jak napisane jest Pismo Święte, aby każdy mógł zrozumieć zamysł Twórcy tej Księgi Życia.

Jestem naprawdę wdzięczna mojego byłemu Przewodnikowi Duchowemu, że pożyczył mi tę książkę. Nie jest ona gruba - ma około 180 str. więc przeczytanie jej nie jest wielkim poświęceniem dla tych, którzy za czytaniem nie przepadają. Zawiera jednak tyle mądrości życiowej, że nie można tego połknąć od razu. Wracałam wiele razy do pewnych fragmentów, musiałam przerywać, zastanawiać się nad przeczytanymi słowami, ale zawsze było to bardzo budujące i inspirujące.

Myślę, że książka wiele daje, pozwala poszerzać horyzonty wiary, uczy nas, jak można oddać się w pełnym zaufaniu Stwórcy.

Ode mnie:
9/10

"Z książkami jest tak, jak z ludźmi: bardzo niewielu ma dla nas ogromne znaczenie. Reszta po prostu ginie w tłumie"
Wolter

7 komentarzy:

  1. Nigdy o tej ksiązce nie słyszałam, jeśli chodzi o książki o wierze, czytałam "Chłopiec, który wrócił z Nieba", wycisnęła mi łzy z oczu :)
    Roksano, jesteś niesamowita, naprawdę. Strasznie Ci dziękuję za to, co dla mnie robisz. Dziękuję Ci za strony, które dla mnie znalazłaś. Faktycznie mam sporo nauki i mało wolnego czasu, zwłaszcza że przeniosłam się z innej uczelni i nadrabiam cały semestr, jednocześnie ucząc się na bieżacy, ale w wolnym czasie przeglądnę te strony, zdaje się, że nawet jedną znam ;) Z tym wrażliwym sumieniem miałam dokładnie to samo, tylko że spowiadałam się czasem nawet dzień po dniu, i to z takich pierdoł, że dziś ich nawet nie pamiętam.
    Co do angielskiego - hmm, przede wszystkim ważne są czasy. Musisz je opanować, żeby nie robić podstawowych błędów, używając np. Present Simple zamiast Perfect Simple - choć nie wiem czy Perfect obowiązuje na podstawie? No i słówka. One też są ważne -do wypracowania. Nie musisz siadać do słownika i kuć wszytskiego na pamięć :) ważne, żebyś nauczyła się takich, które wiesz, że NA PEWNO przydadzą się do wypracowania - np. piękniejsze i bardziej wymyślne odpowiedniki słówek "big" i "nice" bo za to dostajesz punkty za bogactwo słownictwa :) Hm, co tam jeszcze jest na maturze... Słowotwórstwo chyba tylko na rozszerzonej obowiązuje? Powtórz sobie formy krótkie i długie - listy, maile, opowiadania, rozprawki. To jest to, co będzie na pewno (choć słyszałam, że teraz jest jakaś inna forma matury i nie wiem, czy obowiązuje to też podstawy angielskiego?)
    Wiesz, wydaje mi się, że wynik 75% na podstawie to nie jest źle :) serio! U nas niektóre dziewczyny (a dodam że miałam ostrą, dobrą nauczycielkę) zdawały próbne ledwo na 30-40% a z właściwej miały po 60%, więc u Ciebie może być tak, że teraz masz 75%, a później dojdziesz do setki, oczywiście może być też odwrotnie, co już takie fajne nie jest...
    Podałabym Ci numer mojego gg, ale szwankuje i czasami w ogóle się nie włącza. Jeśli chcesz, możemy się odnaleźć na fb, chętnie pomogę Ci w maturze, jak tylko będę potrafiła ;)

    P.S. Dziękuję Ci za modlitwę, byłabym wdzięczna, gdybyś czasem pomodliła się za mnie, gdy sobie o mnie przypomnisz np. w wieczornej modlitwie. Wiele to dla mnie znaczy.
    I co do książek, masz rację, chcę się szkolić, chcę pisać lepiej, ale czuję, że cały współczesny, brzydko mówiąc "chłam" jakoś wszedł mi do głowy i mój styl zmienił się tak bardzo, że nie potrafię pisać dobrze. Gryzie mnie to i nie wiem, co na to poradzić. Musiałabym czytać chyba samych klasyków, żeby się z tym uporać xD A ksiązkę, którą mi poleciłaś, dopisuję do swojej listy książek, które chcę zdobyć. Przyjdą wakację i dużo czasu, to zaglądnę do księgarni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka, o której napisałam we wpisie w ogóle nie jest znana. Nie wiem, skąd ksiądz Paweł ją ma :) Ale jestem mu wdzięczna, że mi ją pożyczył.

      Jeśli chodzi o angielski to, nie zdążysz już mi pomóc, ponieważ w środę jest TEN DZIEŃ... Boję się okropnie, bo jednak chciałabym zdać. Moja nauczycielka nie nauczyła mnie nawet pisać list. Wszystko co umiem, to tylko moja praca, bo ona NAPRAWDĘ niczego mnie nie nauczyła. Wiem, że często się tak mówi, ale każdy w szkole na nią narzeka. Wiesz, co jest jeszcze problemem? Ona ma wadę wymowy, nawet sepleni mówiąc po polsku, no i niestety to się odbija na tym, że ciężej ją zrozumieć.
      Najgorsze są zadania ze słuchu dla mnie, chociaż ostatnio miałam 7/8, 4/7 i chyba 5/6 jeśli się nie mylę, a to jest jeszcze do zniesienia dla mnie.

      Nie wątpię, że zmiana szkoły to dużo pracy i dodatkowe stresy... Szczerze współczuję, ale mów sobie "kto jak nie ja" ;) to moje stałe motto życiowe. Patrzę w lustro i mówię - "No Roksi, ty nie dasz rady? No ty nie dasz? Kto jak nie ty?!". Uwierz, że w każdej sytuacji to pomaga.

      Ehhh ta dzisiejsza literatura, to jakaś komedia. Wszędzie monopol ma komercja, każdy pisze to, co się sprzeda. Mówię Ci - Człowiek śmiechu. To jest książka o eksperymentach na dzieciach.
      Powalająca.
      Nie wiem, czy to będzie pasowało do tematyki bloga, ale chyba umieszczę sobie taką listę książek, może to mnie zmotywuje. Kochałam kiedys czytanie książek. W wakacje je pochłaniałam. W roku szkolnym trochę mniej, ale też tylko czekałam, żeby móc coś przeczytać. Mój kuzyn zawsze się mnie pytał, dlaczego wolę siedzieć z książkami od spędzania czasu ze znajomymi. Czytając Twoje wpisy ostatnie, doszłam do wniosku, że wiesz, co mam na myśli ;) Bycie molem książkowym to żaden grzech, wręcz przeciwnie, to świetne, że ktoś żyje podwójnie :)

      Przeczytaj sobie Złotą dziewczynę. Niestety nie pamiętam autora, ale książka o modelce. Ze współczesnej literatury to jeszcze jakoś się trzyma, chociaż denerwuje mnie opisywania co z jakiej firmy sobie założyła, spłyca przekaz, ale losy bohaterów nie są takie znowu proste. Lubię książki, gdzie nie wszystko jest czarne i białe.

      Koniecznie wróć do literatury wyższych lotów! Rzeczywiscie płycizna obcina skrzydła. Ja wiem, co się ze mną działo, jak zaczęłam oglądać filmy, które do ambitnych nie należały. Cóż, można czasami odreagować komedią romantyczną, ale miałam okres, że mózg odpoczywał mi gdzieś na Karaibach. Nie jestem z siebie dumna. Jednak film, książka, blog, piosenka - muszą zostać w pamięci, coś dać, to jest właśnie sztuka.

      Modlić się za Ciebie będę, obiecuję. Codziennie koronkę za Ciebie i Twojego tatę.

      Imię i nazwisko moje masz - mam wpisane miasto Koszalin. Na pewno będę. Mam zdjęcie z profilu, w kitce.
      Mam fajną książkę - Jak pisać. Tam są felietony, wypracowania, reportaże no po prostu wszystko. Nie używam tego, więc mogłabym Ci to wysłać, jest w nienaruszonym stanie. Nie ma tam cudów, ale są fajne informacje.
      Ja też czekam na wakacje jak na zbawienie. Naprawdę czas odpocząć ;)
      A kiedy kończy się rok akademicki?
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Rok akademicki konczy się gdzieś z koncem czerwca, przynajmniej u mnie, bo na każdej uczelni inaczje :) do 27.06 mam egzaminy.
    Dziękuję Ci bardzo za propozycję, ale zdaje się, że mam dokładnie tę samę książkę "jak pisać"! ;d Dostałam ją na mikołajki w ramach wymiany blogowej i nawet jej jeszcze nie przeczytałam.
    Masz rację, płycizna obcina skrzydła, pamiętam jak na polskim miałam wielką wenę nieraz, bo przerabialiśmy lektury naprawdę warte przeczytania. Na wakacjach muszę do tego wrócić - wciąż na wakacjach, bo czasu nie ma :)
    O tak, to faktycznie lekcje z tą panią mogę być problemem... Nauka języka słuchanego jest ważna, ale może oglądałabyś seriale lub jakieś krótkie filmiki na youtube po angielsku? To naprawdę wiele pomaga! Ja regularnie oglądam seriale amerykanskie, czasem właśnie po angielsku, zanim jeszcze ktoś załączy polskie napisy, i większość rozumiem, ale wiem, że miałam nieco inny od Cb angielski w LO.
    Czy matura z ang jest CI bardzo potrzebna, by dostac sie do tej szkoły filmowej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to u mnie wszystko się zmienia! :) Cóż, do szkoły filmowej nie idę na razie chyba...Nie mam na siebie pomysłu. Poza jakimś tam talentem, który rzekomo posiadam, nie wiem jeszcze dokładnie, jaka jestem. Muszę najpierw odnaleźć siebie i wszystko sobie poukładać. Dodatkowo większe szanse mają osoby, które mają jakieś dodatkowe umiejętności, potrafią świetnie tańczyć, albo grają na skrzypcach, ja niestety jeszcze tego nie umiem, więc najpierw muszę się podszkolić. Myślałam o jakichś studiach historycznych albo dziennikarskich przez rok, a potem się zobaczy ;)

      Wracając do Ciebie - jeśli chcesz, mogę spisać Ci książki, albo filmy - bo one też czasami są naprawdę inspirujące, które naprawdę miały na mnie duży wpływ. Artystyczne dusze mają naprawdę przegrane :) Czasami potrzeba wiele, żeby znowu owe "coś" obudzić, a Twoje "coś" się rozleniwiło, więc to tylko kwestia dobrego budzika :)

      Nie myślałaś kiedyś o wyjeździe na misje? Dzisiaj była u nas siostra misjonarka i czuję gdzieś podskórnie, że to coś, co powinnam robić. Nie jest to nawet kwestia tego, czy ja tego chcę, chociaż chciałabym, ale poczułam, że tak trzeba.

      Usuń
  3. Kurczę, byłabym Ci wdzięczna bardzo za taką listę! :) choć przyznam, że z filmów oglądam tylko ekranizacje najnowszych książek. Jakoś nie poruszają mnie już filmy "zwykłe", preferuję sf, ale chciałabym, by coś mnie ruszyło! Książki, filmy, cokolwiek! Przyznam też, że bardzo inspirują mnie książki rozbudowane, o wielu wątkach, takie przygotowane na poważnie - Harry Potter, Przeminęło z wiatrem. No i klasyki, jak ta ostatnia pozycja, choć nie jest to fantastyka
    Czy nie wspominałaś jednak, że chcesz za rok zdawać do szkoły filmowej? Myślę, że masz talent, pamiętam jak kiedyś pisałaś, jak lubisz teatr, komentowałaś chyba nawet mój wpis o teatrze na gatki-szmatki. Widać po Tobie, że to jest to, co powinnaś robić, bo jakoś Cię do tego ciągnie. Jeśli nie widzisz innego celu, podążaj za tym.
    W okresie, kiedy mocno wierzyłam, bardzo chciałam wyjechać na misję. Tzn, tak jak Ty, nie wiem, czy chciałam, czy to było poczucie, że tak trzeba - rozpierała mnie taka chęć niesienia pomocy i przebywania z ludźmi np. w Afryce, gdzie potrafią się dzielić niczym. Ty myślisz teraz o wyjeździe na misję? Ta siostra przyjechała pozyskać wolontariuszy? jak to wgl wygląda? Można sb ot tak wyjechac na chwilę na misję?
    Co do nauki hiszpańskiego - cóż, nie najlepiej. Raz, że się rozleniwiłam, a dwa, że mam tyle nauki na studiach, że nic się z tego hiszpańskiego nie uczę. Opuściłam nawet kilka zajęć. Zaczęłam źle się czuć w mojej hiszpanskiej grupie, bo niewiele umiałam i przy reszcie grupy czułam się taka głupia - oni już wcześniej się uczyli, coś wiedzą i uczą się z pasją. A mi zwyczajnie brak czasu i checi :) ale mam nadzieję, że to wszystko nadrobię, chciałabym bardzo!

    P.S. Zaprosiłam CIę na fb, mam nadzieję, że to Ty ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Studia dziennikarskie to naprawdę dobry pomysł, na mojej pierwszej uczelni (przed przenosinami) jest ten kierunek, ludzie naprawdę pozyskują doświadczenie, mogą w radiu uniwersyteckim pracowac itp,myślę, że warto :) Oczywiscie jesli nie masz zadnego innego planu, bo trzeba tez brac pod uwagę, że pracy nie będzie po dziennikarstwie. Ja się obawiam o posadę, bo gdzie dziś nauczycielka angielskiego moze znalezc pracę :)

      Usuń
    2. Pierwszy film jaki mogłabym Ci polecić to "Malowany welon" z nagrodzonym Edwardem Nortonem. Nie wszystko jest tam takie łatwe, jak w życiu.
      Nie jestem fanką sf, więc z tej kategorii niczego Ci nie polecę, ale pewnie jesteś zorientowana, jakie filmy się pojawiają i co warto zobaczyć ;)
      Ależ szkoła aktorska nie zając. Doszłam do wniosku, że nie w tym roku, bo bez wyraźnej wizji, kim chce być, nic nie zdziałam. Więc poczekam jeden rok. Mam jeszcze jeden problem, mianowicie, miałam kiedyś wypadek, przez co nie mam zbyt prawnej prawej ręki, a w szkole aktorskiej, nawet jeśli jakoś ukryję to na egzaminach, będzie bardzo uciążliwe.

      Wolałabym na razie nie rozmawiać o studiach, kiedy dopiero rozpoczęłam maturę. Mam nadzieję, że pójdzie mi tak, żebym mogła mieć duży wybór.

      Ta siostra przyjechała tylko nam o tym opowiedzieć, chodziło jej bardziej na pozyskaniu funduszy. Po prostu chcę jechać, bez jakiegoś konkretnego terminu. Jeśli kiedys pomyślałabyś o tym, żeby jechać, daj znać, może pojedziemy razem,

      Oj, a co z tym hiszpańskim? Niestety tutaj muszę Cię ochrzanić. Nie można mieć takiego podejścia! Po pierwsze, zawsze jeśli się chce, znajdzie się czas, a z Twojej notki widziałam, że byłaś zdeterminowana. Po drugie, to, że na razie nie jesteś dobra, nawet najgorsza to nic nie znaczy. Powinno Cię to motywować. Jeśli rzeczywiście nie masz zapału, a nie musisz tego robić, po prostu zrezygnuj, bo nie robi się nic na 50 %, ale jeśli to tylko chwilowe zniechęcenie, to weź się w garść, przecież dla chcącego nic trudnego i wcale nie są to mrzonki.

      "Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy." (William A. Ward)

      Podam Ci przykład. Przyszłam na lekcje śpiewu rok temu. Weszłam i się załamałam. Po pierwsze nauczycielka wydała mi się wredna. Ludzie byli po prostu świetni, na rozśpiewkach wyciągali takie góry, że szyby się trzęsły, a ja nawet nie umiałam zbyt czysto trzymać dźwięku. Na początku stawałam na środku, zaśpiewałam kawałek, no i się zaczynało - a to to źle, a to tak niedobrze. Najgorsze było to, że pani Lena działa w taki sposób, że my sami się oceniamy, jeśli ktoś chodzi juz trochę na zajęcia, to wie, czy ktoś inny poprawnie śpiewa samogłoski, wymawia "cz" albo czy czysto trzyma dźwięk. Stałam więc na tym nieszczęsnym podeście i byłam krytykowana przez ludzi de facto młodszych ode mnie, ale chodzących do niej od kilku lat. Po roku jest inaczej, nie śpiewam jeszcze tak jak oni, ale zaczęłam coś znaczyć, ponieważ nadrabiam dowcipem, dystansem. Ależ absolutnie tego nie umiałam. Byłam wręcz chorobliwie zazdrosna i załamana, ale nie poddałam się i mnie to wiele nauczyło. Podejdź do tego jak do lekcji obcego języka oraz lekcji życia.
      Kiedy zmieni się Twoje podejście, zmieni się sytuacja na zajęciach. No i oczywiście się nie poddawaj, nie denerwuj się, ale pomału sobie pracuj i udowodnij, że nie poddasz się mimo wszystko.
      Mimo, że podchodzę do tego z dystansem, nie poddałam się i to właśnie ja zakwalifikowałam się do ogólnopolskiego konkursu piosenki aktorskiej i zajęłam II miejsce. Właśnie dlatego, że chciałam udowodnić sobie przede wszystkim, że nie poddam się, mimo, że może nie umiem tyle, co oni, że nie uczę się tyle lat. Wszystko idzie przeskoczyć :)

      Usuń